
Początek meczu to wielki start Celtów na które czekało blisko 19 tys kibiców, zgromadzonych w Boston Garden. Dość niespodziewanym (biorąc pod uwagę dwa pierwsze mecze) bohaterem pierwszych minut okazał się być K. Garnett. To właśnie on zdobył pierwsze 6 punktów swojego zespołu, ogrywając P. Gasola, kończąc kontrę alley-oppem , a oczywiście wszystko za sprawą dokładnie dogrywanych piłek ze strony R. Rondo, który dodatkowo dołożył 6 pkt w pierwszych 12 minutach. Już po 30 sec parkiet musiał opuścić R. Artest (2 faule !!), jednak w żaden sposób nie osłabiło to LA, wręcz przeciwnie - po początkowym "show" gospodarzy, Jeziorowcy serią 5-21 wyszli na prowadzenie, którego nie oddali już do samego końca. Głównie za sprawą K. Bryanta (29pkt, 35 % FG), notującego wtedy większość swoich punktów
Pierwsze minuty II kwarty to nieudolne próby atakowania kosza zawodników Boston Celtics, którzy w tym fragmencie gry zanotowali 6 pkt przy skuteczności 20%. Ważna okazała się być zmiana N. Robinsona, który wprowadził element szaleństwa pobudzający kolegów to mozolnego, ale jednak odrabiania strat. Dopiero po 22 minutach swój pierwszy celny rzut oddał P. Pierce i jak się okazało jedyny w pierwszej połowie.

Kluczowe do zwycięstwa okazała się być niedyspozycja kluczowych zawodników Bostonu, R. Allena i P. Pierce. Nie pomogła wspaniała gra K. Garnetta zdobywcy 25pkt oraz trochę mniej widocznego R. Rondo (11 pkt, 8 ast). Ze strony Lakers niewidoczni byli podkoszowi, w końcu ożywił się L. Odom zaliczając jak dotąd najlepszy mecz w Finałach (12pkt, 5 reb). Kolejny mecz już w nocy z czwartku na piątek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz