czwartek, 30 września 2010

Melo pozostaje w Denver .... chyba

Carmelo Anthony, najbardziej wartościowy "nie-wolny" zawodnik letniego okresu transferowego, w końcu zabrał głos w sprawie swojej przyszłości. Od tygodni krążyły plotki o jego rzekomych zmianach barw, w miniony weekend wiele amerykańskich portali podało informację o transferze do New Jersey Nets (o czym pisałem na swoim blogu). 




Jak oznajmił sam zainteresowany "Jeżeli oni (zarząd Denver) przyjdą do mnie i powiedzą, że chcą mnie wytransferować to omówimy to wszystko w swoim czasie. Jednak na chwilę obecną nikt mnie o niczym takim nie informował. Dopóki tak się nie stanie będę nadal grał w kosza w Nuggets."


Oznacza to, iż Carmelo wziął głęboko do siebie słowo Kobego Bryanta - który jakiś czas temu powiedział mu, żeby dokładnie zastanowił się czy chce zmieniać klub. I jeżeli już tak postanowi to niech myśli tylko o tym co będzie najlepsze dla niego i jego rodziny.


niedziela, 26 września 2010

Ron Artest w nowej koszulce #15

Ron Artest, jeden z najbardziej kontrowersyjnych zawodników całej ligi i aktualny mistrz NBA z Los Angeles Lakers - postanowił po raz kolejny w swojej karierze zmienić numer na koszulce. Tym razem powróci do  #15, a więc do czasów gry w collegu St. John's i pierwszych spotkań na parkietach NBA. W minionych rozgrywkach Ron Ron biegał po boisku z #37, na cześć Michaela Jacksona - upamiętniając jego przebój "Thriller", będący na TOPie przez 37 tygodni z rządu.


sobota, 25 września 2010

Melo bliski przejścia do Nets !!

Jak informują prawie wszystkie źródła zza oceanu, Carmelo Anthony jest bardzo bliski przejścia do New Jersey Nets - jeszcze przed rozpoczęciem nowego sezonu. Od czasu kiedy to Lebron James, Dwyane Wade i Chris Bosh postanowili złączyć woje siły, b y razem grać w Miami Heats, głośno było o rzekomych planach utworzenia nowego Big-Trio.Jednym z jej członków miał być właśnie Anthony, a jego nowym klubem New York Kniks albo Chicago Bulls. Jednak jak się później okazało, żadna z wymienionych drużyn nie była w stanie zaoferować za gracza "Bryłek" wystarczająco dużo.

Rzekomy transfer dotyczyłby aż 4 klubów : Denver Nuggets, New Jersey Nets, Charlotte Bobcats i Utah Jazz. Dokładne szczegóły tego "przedsięwzięcia" nie są jeszcze tak dobrze znane. Jednak decyzje o najważniejszych ruchach kadrowych, już przeciekły do mediów. Tak oto :

* Carmelo Athony trafi do NJN
* Derrick Favors (wybrany jako trzeci w tegorocznym Drafcie)+ jeden lub więcej picków w nadchodzących Draftach(NJN), oraz Andrea Kirilenko (UTA) powędruję do Denver Nuggets
* Devin Harris zmieni klub na Charlotte Bobcats
* Boris Diaw natomiast zasili szeregi Utah Jazz

Dodatkowe informacje mówią także o tym, że decyzja odnośnie tej wymiany leży już tylko i wyłącznie w rękach najbardziej zainteresowanego, a więc Carmelo. To on ma 48h aby podjąć ostateczną decyzję. A to nie będzie łatwe, gdyż klub z New Jersey wymaga od niego podpisania umowy zakładającej przedłużenie kontraktu w przyszłym roku, kiedy to stanie się wolnym agentem. Drużyna rosyjskiego miliardera obawia się zbyt dużych strat które mogliby ponieść gdyby ich nowy gwiazdor pożegnał się w najbliższe lato. Ponownie stali by się NBA-owskim outsiderem. Dodatkowo stracili by także Favors, a więc młodego, bardzo dobrze zapowiadającego się skrzydłowego. Któremu już teraz większość ekspertów wróży karierę porównywalną do choćby Kevina Garnetta.

piątek, 17 września 2010

Allen Iverson zagra w Chinach ??

Od kilku dni, w koszykarskim kręgu krąży plotka o tym, że rzekomo - były zawodnik m.in. Philadelphia 76ers i Denver Nuggets, Allen Iverson przyszły sezon spędzie poza granicami Stanów Zjednoczonych, a dokładniej w lidze... Chińskiej.


Allen, który tego lata stał się wolnym agentem nie otrzymał jak dotąd żadnej propozycji reprezentowania któregokolwiek z klubów NBA, a jeżeli już takową dostał to na pewno nie spełniała jego "wymagań". Poprzednie rozgrywki Iverson rozpoczął w barwach Memphis Grizzlies, jednak już po 3 spotkaniach odszedł z klubu, zatrudniając się w drużynie, w której rozegrał 10 sezonów. Ostatecznie w połowie sezonu oficjalnie zrezygnował z dalszej gry, tłumacząc się rodzinnymi problemami.

Chińską ligę, w ubiegłym roku zasilił inny gwiazdor z Ameryki, Stephon Merbury. I mimo, iż nie ma jeszcze żadnych oficjalnych oświadczeń w tej sprawie, wszystko wskazuje na to, że Iverson zostanie kolejnym reprezentantem NBA występującym w CBA.

niedziela, 12 września 2010

Amerykanie MISTRZAMI ŚWIATA !!!

Właśnie zakończył się 16 Finał Mistrzostw Świata w koszykówce mężczyzn, w tym roku zdecydowanie najlepsi okazali się być Amerykanie, zwyciężając w ostatnim - decydującym spotkaniu z Turcją, 81-64. Oznacza to, że po 16 letniej przerwie powracają na prymat światowego basketu.


Pierwsza kwarta, a zwłaszcza jej początek przyniósł nam wielkie nadzieje na wyrównana walkę obu ekip. Tym bardziej, że po blisko 7 minutach gospodarze objęli prowadzenie 17-14. Jednak jak się później okazało, była to pierwsza i ostatnia taka sytuacja w tym starciu. Od pierwszych minut błyszczał nie kto inny jak Kevin Durant - popisujący się zwłaszcza celnymi rzutami dystansowymi. Po krótkiej przerwie przyjezdni zza oceanu pokazali swoim przeciwnikom na czym tak na prawdę polega prawdziwa koszykówka. Spory wpływ na to miała strata Hedo Turkoglu, były skrzydłowy Toronto Raptors uległ w jednym ze starć i do końca spotkania borykał się z bólem kolana - przez co jego liczba minut na boisku została znacznie ograniczona, a co za tym idzie również i zdobycz punktowa. Po 20 minutach gry na tablicy wyników widniała już przewaga 10 punktowa.

Nikt nie mógł lepiej wznowić meczu finałowego jak Durant. Oddając dwa celne rzutu zza linii 6,25 z rzędu, zmiażdżył rywali - praktycznie przesadzając już o wyniku spotkania. Mało kto podniósłby się po takim ciosie. Na pewno nie Turcy, którzy za sprawą Erdena i Savas starali się wykorzystać przewagę podkoszową - niestety bezskutecznie. Ostatnia cześć spotkanie to popis innego Amerykańskiego gwiazdora, tego który ma na swoim koncie już mistrzostwo NBA, a więc Lamara Odoma. W 4 kwarcie wychodziło mu praktycznie wszystko, udowodnił że w pełni zasługiwał na miejsce w kadrze Mike Krzyżewskiego - ostatecznie kończąc spotkanie z double-double (15 pkt, 11 ast). Gdy na zegarze pozostała już zaledwie minuta do końca, wszyscy już dobrze wiedzieli kto będzie przez najbliższe cztery lata szczycił się mistrzowskim tytułem.

Na koniec jeszcze należy wspomnieć o nagrodach przyznanych przez zarząd FIBA. I tak oto do najlepszej piątki turnieju, w pełni zasłużenie zostali wybrani: Kevin Durant, Heo Turkoglu, Linaz Kleiza, Milos Teodosic i Luis Scola. MVP rozgrywek został natomiast bez większego zaskoczenia lider Amerykanów, Durant.


P.S. 
I jeszcze żebym nie zapomniał... kilka słów do Tureckich kibiców. - "Fu*k You". W tak pięknym momencie, kiedy nadszedł czas dekoracji i co ważniejszy, kiedy zabrzmiał hymn USA - wszelkie gwizdy i krzyki nie były już na miejscu. Należało uszanować wyższość rywali, którzy w pełni na to zasłużyli. WIELKIE GRATULACJE TEAM USA !!!

Litwa z brązowym medalem !

Litwini wywalczyli brązowy medal na Mistrzostw Świata w koszykówce mężczyzn, pokonując w walce o trzecią lokatę rywali z Serbii, 99-88. Najlepszym zawodnikiem spotkania był zdecydowany lider Litwinów w całym turnieju, Linas Kleiza - zdobywca 33 punktów.


Serbowie byli tą drużyną, która lepiej rozpoczęła mecz. To oni już po pierwszych minutach spotkania odskoczyli na 9 oczek, i jak się później okazało to była ich największa przewaga w całym meczu.  Litwini nie pozwolili swoim rywalom zbyt długo cieszyć się prowadzeniem, gdyż już pod koniec pierwszych dziesięciu minut, za sprawą celnych rzutów osobistych Martynasa Pociusa wyszli na prowadzenie, którego nie oddali już do końca spotkania. Druga kwarta to już popis Kleizy. Robił praktycznie wszystko na co tylko miał ochotę, i co najważniejsze robił to skutecznie. Nie drgnęła mu ręka przy rzucie z dystansu, a tym bardziej spod samej obręczy. Dodatkowo zbierał większość możliwych piłek, zabierał je przeciwnikom w bezpośrednim starciu, a żeby tego było jeszcze mało doskonale widział swoich kolegów na czystych pozycjach... szkoda tylko, że wczoraj nie grał tak dobrze przeciwko USA !! Po tej części spotkania reprezentanci Bałkanów mieli już znaczące stratę 10 punktów.

Po przerwie losy spotkania w żadnym stopniu się nie odmieniły. Nadal zachwycali Litewscy zawodnicy, nie mając praktycznie żadnego zagrożenia ze strony swoich przeciwników. Trzecia kwarta wyglądała już jak zwykła formalność, jak konieczność do której zostali zmuszeni zwłaszcza podopieczni Dusana Ivkovica. Ostatnie 10 minut to już luźna gra po obydwu stronach boiska. Dość niespodziewany zryw Serbów, głównie za sprawą Novica Velickovica - od razu znalazł odpowiedź kolejnymi celnymi trójkami Kleizy i Mantasa Kalnietisa. Ostatecznie Litwini do końca kontrolowali wynik spotkania, mogąc spokojnie cieszyć się z pierwszego medalu w historii mistrzostw globu.

Czas na Wielki Finał !!

Dzisiaj o 20.30 w ruch pójdzie piłka - już po raz ostatni na tych mistrzostwach. Po dwóch stronach staną dwie jak dotąd niepokonane drużyny, USA i Turcja. Obydwie ekipy reprezentują podczas tego turnieju wręcz fenomenalną formę. Wrażenia jakie dostarczali nam w trackie tych dwóch tygodni, może nie zawsze w pełni zaspokajały nasze oczekiwania, jednak teraz to wszystko już nie jest ważna. Liczyć będzie się tylko ten jeden mecz. Za kilka lat, ba nawet za kilka dni kiedy będziemy już wspominać o kolejnych minionych Mistrzostwach Świata, w pamięci pozostanie nam tylko spotkanie finałowe. 


Podopieczni Mike Krzyżewskiego jak na razie grają bez większego zaskoczenie. Większość ekspertów (jak nawet nie wszyscy) obstawiała właśnie ich jako czołowych pretendentów do złota. Za wyjątkiem starcia z Brazylią, wszystkie mecze w fazie grupowej wygrywali z miażdżąca przewagą ponad 25 punktów. W kolejnych rundach przeciwnicy wcale nie stworzyli większego zagrożenia. Blow-out przeciwko Angoli najlepiej o tym świadczy (121-66). Kolejni Rosjanie i Litiwni, byli w stanie zagrozić tylko w pierwszych minutach - druga połowa nie miała już praktycznie historii, stanowiła swoisty trening i show Kevina Duranta. No właśnie Durant... zdecydowany lider reprezentacji USA. Ze średnią 22,1 pkt na mecz jest czołowym strzelcem w Turcji. Dodatkowo w meczu półfinałowym pobił rekord Amerykańskiej kadry w ilości zdobytych punktów w pojedynczym spotkania. Jego wynik to 38, bijąc poprzedniego Carmelo Anthonego o 3 oczka. Dodatkowo w każdej chwili może liczyć na wsparcie każdego z pozostałych 11 zawodników. Choćby weterana Chaunceya Billupsa, dysponującego znakomitym  rzutem z dystansu oraz co ważniejsze doskonale widzącego wszystkich kolegów z drużyny - o czym najlepiej świadczy fakt, iż prowadzi Amerykanów w ilości asyst na mecz (3,3 ast). Mimo, iż pod koszem brakuje typowego centra (z wyjątkiem Chandlera spędzającego poniżej 10 min na mecz) wcale nie widać tego w grze aktualnych mistrzów olimpijskich. Każdy zawodnik zachwycając swą atletycznością bez problemu "lata" nad 2 metrowymi gigantami z europejskich zakątków. Jedynym minusem... wielkim minusem, jest brak zgrania i zespołowości następców Dream Teamu. Za dużo grania jeden na jeden i popisów znacznie osłabia ich skuteczność. Jednak co z tego skoro i tak nie jest w stanie ich pokonać. Czy Turcy będą pierwszymi którzy tego dokonają dowiemy się już niedługo.

Trzon ekipy z "kraju czterech mórz" tworzą zwłaszcza podkoszowi. Dotychczasowy lider Ersan Ilyasova może i błysnął formą w meczu półfinałowym przeciwko Serbą. Jednak od początku turnieju to właśnie on prowadził gospodarzy do praktycznie wszystkich zwycięstw. Dodatkowo pod obręczą ma wsparcie choćby młodych Omera Asika i Semiha Erdana, czekających na swój debiut w NBA. Oczywiście nie można zapomnieć o najbardziej doświadczonym na parkietach zza oceanu, Hedo Turkoglu - finalisty NBA z Orlando Magic, który od przyszłego sezonu będzie grał w barwach Phoenix Suns. Największym atutem Turków będą i tak kibice. W końcu to oni są gospodarzami i dzięki dopingom niosącym się przez cały Półwysep Azji Mniejszej bez najmniejszych problemów przebrnęli przez fazę grupową, by w późniejszych fazach turnieju wyeliminować takie ekipy jak Francja, Słowenia czy ostatnio Serbia. Bez wątpienia przed Bogdanem Tanjevicem stoi nie lada wyzwanie. Musi na tyle odpowiednio zmotywować swoich podopiecznych by wychodząc na parkiet w Istambule nie czuli żadnego strachu ani poczucia mniejszości przy gwiazdach amerykańskiej koszykówki. Obrona zdaję się być tym czynnikiem gry, który odegra decydujące znacznie w tym Finale, w końcu to atak wygrywa mecze, ale obrona tytułu !!

sobota, 11 września 2010

USA 89-74 Litwa


Reprezentacja Stanów Zjednoczonych potwierdziła swoją wyższość nad zespołem Litwy zwyciężając 89:74. Dzięki temu zwycięstwu podopieczni Mike'a Krzyzewskiego w niedzielę zagrają w finale mistrzostw świata.


Początek meczu to bardzo wyrównana walka obu zespołów,ciągła wymiana punkt za punkt. Zaskakująco dobrze rozpoczął Robertas Javtokas - zdobywając w pierwszych minutach 4 punkty. Amerykanie w większości opierając swoją grę na akcjach jedne na jeden oraz agresywnej obronie, zmuszającej Litwinów do wielu strat - zamieniając je skutecznie na punkt, odskoczyli w samej końcówce pierwszej kwarty na  11 punktów. Największy udział w tym miał Kevin Durant, zdobywca 17 punktów w początkowych 10 minutach.

Litwini na przełomie pierwszej i drugiej kwarty, pod naciskiem doskonałej obrony strefowej w wykonaniu Amerykanów, przez blisko dziesięć minut byli w stanie zdobyć tylko raz punkty z gry. Ich autorem był Paulis Jankunas kończący zespołową akcję po asyście Simasa Jasaitisa. O wspaniałej dyspozycji z linii rzutów za 3 punkty z meczu z Argentyną, na początku spotknia najwidoczniej pamiętał już tylko Martynas Pocius oddając w pierwszej połowie 3 celne rzuty. Zmiana jaką dał Russel Westbrook wprowadziła mnóstwo energii i żywiołowości, a co najważniejsze obrońca Oklahomy City Thunder znacznie przyczynił się do wyniki 42-27 - widniejącego na tablicy w momencie gdy zawodnicy schodzili do szatni.

Podobnie jak na początku meczu, tak samo i na początku trzeciej kwarty - najlepiej z Litwinów spisywał się Javtokas. Dodatkowo za sprawą Jonas Maciulisa i Mantasa Kalnietisa, a dokładniej ich rzutów za 3 pkt, przewaga została zmniejszona do zaledwie 10 punktów. O swojej skuteczności nie zapomniał także Durant, kończący trzecią cześć spotkania z 29 oczkami na koncie.

Jeden z najlepszych strzelców dystansowych tych mistrzostw - Chauncey Billupsa, swoje pierwsze punkty zdobył dopiero w ostatniej kwarcie. Bezcenny okazał się być jednak jego fenomenalny instynkt obrońcy, gdyż  doskonale czytał większość zagrywek przeciwników. Ostatnie minuty spotkania nie przyniosły już żadnych znaczących zmian. Nadal utrzymywała się przewaga na poziomie 10-15 punktów. Pojedyncze zrywy "litewskiej armii" okazały się być za mało skuteczne by sprostać czołowym zawodnika NBA. Słaba dyspozycja Linasa Kleizy, na nic miała się przy występie nowego amerykańskiego rekordzisty w zdobyczy punktowej w pojedynczym spotkaniu - Kevinie Durancie. Niezbędne okazało się być także wsparcie Lamara Odoma, kończącego mecz z double-double.

piątek, 10 września 2010

Czas na PÓŁFINAŁY !!

Ćwierćfinały już na dobre wprowadziły nas do etapu turnieju, w którym liczy się tylko i wyłącznie koszykówka na bardzo wysokim poziomie. Mimo, iż tylko starcie Serbów z Hiszpanami trzymało nas w napięciu do ostatniej chwili, nie możemy powiedzieć o innych meczach, że były nudne. Wręcz przeciwnie, zarówno Turcy jak i Litwini zaprezentowali nam basketball na iście mistrzowskim poziomie - miażdżąc swych przeciwników. Była to prawdziwa uczta dla każdego fanatyka "pomarańczowej piłki". Co do Amerykanów można mieć mieszane uczucia, gdyż ich gra wg mnie za bardzo opiera się na indywidualnych popisach, całkowicie zatracone zostają najpiękniejsze elementy tego sportu - czyli gra zespołowa, szybkimi i dokładnymi podaniami. 
Jednak nie można odebrać im wszystkich zasług, bo mimo iż ich sposób grania nie jest może najlepszym koszykarskim majstersztykiem (na dobrą sprawę ci zawodnicy graja dopiero pierwszy raz ze sobą, więc można im to darować) to i tak wszystko nadrabiają efektownością. W końcu nikt nie gra takich "popisówek" jak właśnie gwiazdorzy z parkietów NBA.

 Jednak teraz czeka nas coś jeszcze lepszego (bynajmniej mam taką nadzieję). USA, Litwa, Turcja i Serbia to najlepsze drużyny tego turnieju, co do tego nie ma dwóch zdań. Z tej czwórki tylko Serbowie doznali smaku porażki, w swoim drugim turniejowym meczu przeciwko Niemcom. Takie nazwiska jak Durant, Igoudala, Kleiza, Turkoglu, Ilyasova, Kristic czy nawet Teodosic tylko podsycają nasz apetyt.

Nie wiem jak Wy ale ja nie mogę się już doczekać pierwszego meczu półfinałowego, w którym naprzeciw siebie staną USA i Litwa. Mimo, iż bukmacherzy nie dają praktycznie najmniejszych szans tym drugim, ja nie mam wątpliwości, że są oni w stanie sprawić wielką niespodziankę (o ile jeszcze tego nie zrobili??). Jeżeli zagrają choćby tak dobrze jak z Argentyną mogą liczyć na cud, którym niewątpliwie byłoby pokonania "osłabionych" Amerykanów. 100 % zaangażowanie w obronie i skuteczność na równie wysokim poziomie jak ostatnio będą do tego największą przepustką.

W drugim meczu (albo może lepiej byłoby to określić walką o awans do Finału), zmierzą się Turcy i Serbowie. Chyba wszyscy zgodzą się ze mną, że Turcy najlepiej przygotowali się na to lato. Zaskakują jeszcze bardziej niż na Eurobaskecie w Polsce. W końcu odblokował się Turkoglu, nadal fenomenalnie spisują się Ilyasova, a do tego mają otoczenie choćby takich zawodników jak Asik, Onan czy Erden. Czego chcieć więcej ?? Może chociaż tego by Serbowie nie grali tak "doskonale" jak z Hiszpanami ?? Jeżeli Keselj i Velickovic będą nadal tak zaskakiwać jak ostatnio, a Kristic, Bjelica i Teodosic otrzymają swój poziom - możemy liczyć na prawdziwe "starcie tytanów" !! Miejmy tylko nadzieję, że tym razem obejdzie się bez żadnych blow-outów i walka będzie toczyła się do ostatnich sekund. Zapraszam przed telewizory i monitory już w sobotę !!

czwartek, 9 września 2010

USA 89-79 Rosja

Reprezentacja Ameryki zwyciężyła z Rosjanami 89-79 , dzięki czemu stali się kolejną ekipą po Serbii i Turcji, która awansowała do półfinałów Mistrzostw Świata. Najskuteczniejszym zawodnikiem był liderem Oklahoma City Thunder - Kevin Durant (33 pkt).

Początek meczu przyniósł niewielką przewagę Amerykanów, mimo iż Rosjanie znacząco wygrywali walkę na tablicach - nie potrafili tego wykorzystać, i swoje pierwsze punkty spod kosza zdobyli dopiero po 5 minutach. Całkowicie odmienna sytuacja miała miejsce w reprezentacji USA, gdzie K. Durant robił praktycznie wszystko co chciał zdobywając w samej pierwszej kwarcie 13pkt. Kluczowa okazała się być zmiana jaką dał D.Khvostov, wprowadził on sporo ożywienia i energii w szeregi Mistrzów Europy z '07.  Pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 25-25. Po krótkiej przerwie Amerykanie powrócili całkowicie zdezorientowani,  nieudolne próby indywidualnych akcji gwiazd NBA nie przynosiły żadnych skutków. Większość punktów w tej części meczu zdobyli oni z linii rzutów wolnych. Po drugiej stronie szaleli natomiast Rosjanie, a zwłaszcza Bykov i Vorontschevich - który w pierwszej połowie zaliczył aż 11 zbiórek, z czego 4 pod koszem przeciwnika. Pod koniec pierwszej połowy, za sprawą Igoudali na tablicy wyników ukazała się największa do tej pory przewaga - 7 punktowa (42-35). Do szatni zawodnicy schodzili przy stanie 44-39.

Mike Krzyżewski skutecznie wykorzystał przerwę odpowiednio motywując swoich zawodników, dzięki czemu znacząco poprawiła się ich defensywa.W ataku jednak nadal opierali się głównie na grze jeden na jeden. Rosjanie natomiast zdecydowanie zwolnili tempo swojej gry, dodatkowo problemy z faulami mieli T. Mozgov i D. Khostov. Po koniec III kwarty główną rolę odegrał R. Westbrook, zdobywając serią 7 punktów i doprowadzając do wyniku 63-50. W czwartej kwarcie coraz klarowniej rysowała się przewaga Amerykanów, którzy doskonale czytając grę Rosjan wymuszali na nich kolejne straty, skutecznie zamieniając je na łatwe punkty. W końcówce podopieczni Davida Blatta starali się jeszcze odrobić straty, jednak na nic to się zdało przy nadal fenomenalnie grającym Durancie. Wśród Rosjan najbardziej wyróżniał się Vorontschevich, który zakończył mecz z podwójną zdobyczą (14pkt, 12 zbr).

Zapowiedź ćwierćfinałów MŚ w Turcji cd.

USA - Rosja (9 września, 17.00)


Amerykanie w tym meczu stanę dopiero po raz drugi w tych mistrzostwach przed wymagającym przeciwnikiem. Jak na razie jedynie Brazylijczycy byli w stanie zagrozić gwiazdą NBA, ostatecznie przegrywając w samej końcówce 70-68. Ostatnimi rywalami reprezentacji USA były : Angola, Tunezja i Iran, a więc ekipy z "najniższej półki". Może mieć to sporo wpływ na przebieg dzisiejszego spotkania, gdyż Rosjanie za wyjątkiem ostatniego meczu z Nową Zelandią (78-56), zawsze musieli grać do samego końca i być w pełni skoncentrowanymi zarówno w ataku jak i w obronie. Oczy większości kibiców będą zapewne zwrócone w stronę Duranta, Billupsa, Iguodali, Gordona i wielu innych przedstawicieli najlepszej ligi świata. Po drugiej stronie najwięcej do pokazania powinni mieć podkoszowi, a więc Mozgov, Kaun oraz skrzydłowy Monya.



Litwa - Argentyna (9 września, 20.00)

Bez wątpienia najciekawszy mecz ćwierćfinałowy, który na dobrą sprawę zasługuję nawet rangą na starcie finałowe. Naprzeciwko siebie staną czołowe ekipy tych mistrzostw. Litwini - którzy nie zasmakowali jeszcze w Turcji smaku porażki, ogrywając jak dotąd wszystkich włącznie z już byłymi mistrzami świata, Hiszpanami. Bezcenne wydaję się być doświadczenie L. Kleizy zebrane z parkietów NBA - jak dotąd notuje średnio19,5 pkt i 7,2 zbr. Dodatkowo w każdej chwili może liczyć m.in. na Maciulisa czy Kalnietisa. Po drugiej stronie zobaczymy rewelacje tego turnieju w postaci L. Scoli - zdecydowanego lidera klasyfikacji strzelców, z średnią zdobyczą 30,3 pkt przy rewelacyjnej skuteczności 61,5 %. Nie można także zapomnieć o C. Delfino oraz P. Prigioni, którzy w równie znaczącym stopniu przyczynili się do już 5 zwycięstw Argentyńczyków. Jak na razie jedyną swą porażkę odnieśli w starciu z Serbami (82-84) w swym ostatnim meczu fazy grupowej. Bez wątpienia zapowiada się wspaniałe widowisko, pełne niewiarygodnych zwrotów akcji i zagrań których nie powstydziłaby się żadna ekipa na świecie.


środa, 8 września 2010

Video: Teodosic na zwycięstwo

A oto już słynny rzut Milosa Teodosica dający Serbom awans do półfinałów Mistrzostw Świata i pogrążający Hiszpanów w rozpaczy. Kluczowa dla tego rzutu okazują się być zmiana krycia, która nastąpiła po wyjściu zasłony - wówczas serbskiego rozgrywającego pilnował Garbajosa.

Turcja 95-68 Słowenia - czyli gospodarze pozostają w turnieju

Zakończył się kolejny mecz ćwierćfinałowy, pomiędzy Turcją a Słowenia. Mecz praktycznie od samego początku miał jednostronny przebieg. Słoweńcy jedynie w pierwszych 3 minutach potrafili nawiązać wyrównaną walkę, później na boisku istniała już tylko jedna ekipa - ta niesiona dopingiem tysięcznej publiczności, która nie pozwoliła swoim podopiecznym przegrać jeszcze żadnego pojedynku na tych mistrzostwach.

Turcy do spotkania przystąpili dość rozkojarzeni, pozwolili gościom na mocny początek (6-10). Jednak wtedy do głosy doszli liderzy drużyny, a zwłaszcza H. Turkoglu - zdobywca 9 pkt w pierwszej kwarcie, oraz E. Ilasova. Dzięki temu zawodnicy schodzili na pierwszą przerwę przy stanie 27-14. Druga kwarta nie przyniosła żadnych większych zmian, co prawda u Słoweńców obudzili się Brezec i Becirovic, lecz na nic to się zdało przy tak fenomenalni dysponowanych Turkach.

Zmiana stron również nie przyniosła zmian w samej grze. Nadal mieliśmy jednostronny popis, i ostatecznie mecz zakończył się przy stanie 95-68. W całym spotkaniu po obu stronach boiska szalał Ilyasova, zdobywając łącznie 19pkt i 5 zbr. U Słoweńców fatalnie spisali się liderzy, J. Lakovic zdobył zaledwie 9 pkt, a G. Dragic - 5pkt, 2 ast. Jedynie S. Becirovic bronił honorów swojej ekipy, kończąc spotkanie z 16 oczkami i 6 ast

Serbia 92-89 Hiszpania - znamy pierwszego półfinalistę !!

Serbowie podeszli do tego spotkania tylko z jednym celem, zrewanżować się za Finał Mistrzostw Europy z ubiegłego roku. Sam początek przyniósł dość wyrównany wynik, po 5 minutach było już 13-13. Jednak wówczas ofensywa Hiszpanów stanęła w miejscu, nikt oprócz J.C Navarro nie potrafił skutecznie wykończyć akcji - nawet spod samego kosza. Zupełnie inaczej spisywali się Serbowie, którzy prowadzeni wspaniała grą na obwodzie Velickovica i Bjelica (łącznie trafili 4/5 za 3 pkt w pierwszych 10 min) wysunęli się na prowadzenie 23-13. Wtedy ponownie na parkiecie pojawił się "La Bomba" i dwojąc się i trojąc sprawił, iż po pierwszej kwarcie na tablicy wyników widniał wynik 27-23. Druga kwarta to całkowicie odmienne składy obu ekip, a co za tym idzie także inne ustawienia w obronie. Jak się okazało, to właśnie rezerwy Katalończyków okazały się być skuteczniejsze na samym początku, doprowadzając nawet do remisu. Jednak dobra zmiana Keselja i j jego dwa skuteczne rzuty za linii za 3pkt, oraz dodatkowe punkty Teodosica i Kristica doprowadziły do powiększenia przewagi na zakończenie pierwszej połowy aż do 8 pkt (49-41).

Po przerwie Serbowie powrócili na parkiet za bardzo rozluźnieni, pod naciskiem Hiszpanów - którzy rozpoczęli run-em 8-0, wprowadzili mnóstwo chaosu do swojej gry. Sporo prostych błędów i mnóstwo głupich, niepotrzebnych fauli - to w skrócie pierwsze minuty III kwarty wicemistrzów europy. Wreszcie w ofensywie obudzili się pozostali zawodnicy Hiszpanii, a zwłaszcza Rudy Fernandez - wprowadzając do gry mnóstwo energii. Po drugiej stronie boiska istniał tylko Velickovica i Keselja, jednak wynik i tak oscylował cały czas w granicach remisu, ostatecznie po 30 minutach było 67-64.
Dyspozycja w meczu zmieniała się sinusoidalnie, i tak oto ostatnie 10 min ponownie dużo lepiej rozpoczęli Serbowie, którzy za sprawą rezerwowego - Savanovica ponownie wyszli na 8 punktowe prowadzenie. Grę Hiszpanów na swoje barki, ponownie chciał wziąć Navarro - jednak tym razem już nie tak skutecznie jak miało to miejsce na początku spotkania. Brak pomysłowości na ofensywę i bardzo słaba obrona, stwarzały tylko okazję do kolejnych łatwych punktów reprezentantów Bałkanów. Na 2 minuty przed końcem, za sprawą Gasola i Fernandeza strata została zniwelowana do 2 pkt, i wszystko rozpoczęło się od początku.... Gdy na zegarze pozostały już tylko 26sek, piłkę w posiadaniu mieli Serbowie i to w ich dłoniach znalazły się losy meczu. Wówczas na 3 sekundy przed końcem meczu, Teodosic oddał niewiarygodny rzut z 9m !!! A co okazało się najważniejsze celny i doprowadzający "młodych-gniewnych" do półfinału i eliminujący wielkich Hiszpanów z możliwości utrzymania tytułu wywalczonego 4 lata temu. 

Najlepsi zawodnicy:

Serbia: Keselj 17pkt (5/6 za 3pkt), Velikovic 17pkt (3/6 za 3pkt, 5 zbr, 4 prz), Teodosic 12pkt (2/8 za 3pkt, 8 ast)
Hiszpania: Navarro 27pkt (4/7 za 3 pkt, 5 ast), Garbajosa 18pkt (4/6 za 3pkt, 6 zbr), Fernandez 15pkt (5 zbr)

wtorek, 7 września 2010

Zapowiedź ćwierćfinałów MŚ w Turcji

Dzisiaj zakończyły się już wszystkie mecze 1/8 Mistrzostw Świata, niestety w większości były to spotkania jednostronne, gdzie wyrównana walka miała miejsce zazwyczaj tylko w pierwszej połowie, a nawet i w pierwszej kwarcie. Jednak teraz czeka na nas prawdziwa gratka, ćwierćfinały to już nie jest żadna zabawa, nie ma tutaj żadnej drużyny tylko dlatego, że miała sporo szczęścia. Na tym etapie rozgrywek będzie liczył się każdy punkt, każde posiadanie piłki... tak więc nie ma innej możliwości jak tylko zasiąść przed telewizorem bądź komputerem i cieszyć się z każdej minuty widowiska oferowanego z Istambułu. 


Serbia - Hiszpania (8 września, 17.00)

Nic innego jak tylko powtórka zeszłorocznego Eurobasketu, a dokładnie finału. Ostatnio zdecydowanie lepsi, ba wręcz bezkonkurencyjni okazali się być Katalończycy. Jednak tym razem w ich szeregach nie ma bez-kwestionowanego lidera - Paula Gasola, a zawodnicy którzy pozostali w kadrze nie błyszczą tak jak w minionych latach. W fazie grupowej doznali dwóch zaskakujących porażek, z Francją i Litwą. Zwycięstwo w 1/8 z Grecją także nie przyszło im łatwo. Najlepszym zawodnikiem jak na razie okazuję się być J.C. Navarro,  i to właśnie on będzie największym zagrożeniem dla Serbów nie tylko z linia za 3pkt, ale także spektakularnymi wejściami w "pomalowane". Reprezentanci Bałkanów zrobili natomiast sporo postępy od zeszłorocznego lata.  Z młodej, "nieogarniętej" drużyny stają się powoli (o ile już się nie stali) czołowym potentatem do medalu. Powrót zawieszonego N. Kristica (po bójce w meczu towarzysim z Grecją), znacznie ożywił grę podkoszową Serbów. Dodatkowo cały czas groźny jest znakomity(?) rozgrywający, M. Teodosic - mimo, iż ostatniego meczu z Chorwatami nie mógł zaliczyć do udanego. Jedno jest pewne, jeden z medalistów mistrzostw z Polski wystąpi w meczy półfinałowym. Kto jeszcze nie wiadomo, ale wydaje się, że mimo wszelkich niepowodzeń i przeciwności, zdecydowanymi faworytami i tak są Hiszpanie.


Turcja - Słowenia (08 września, 20.00)

Jak dotąd zarówno Turcy, jak i Słoweńcy spisują się bardzo dobrze. Ci pierwsi broniąc honorów gospodarzy, nie ulegli jeszcze w żadnym spotkaniu - wygrywając grupę C, a następnie łatwo ogrywając Francuzów w 1/8. Słoweńcy natomiast swoją jedyną porażkę zanotowali z amerykanami, czyli na dobrą sprawę można było się tego spodziewać. Jednak od razu nasuwa się pytanie czy aby nie za szybko trafili z formą, w końcu to jest turniej trwający blisko dwa tygodnie. Turcy podczas Eurobasketu w Polsce także na początku "gromili" wszystkich rywali (w tym nas !!),  jednak już w połowie rozgrywek stracili swoją moc, żegnając się z aspiracją do medalu. Aktualnie za sprawę E. Ilyasova, oraz młodemu podkoszowemu O. Asikowi i dopiero rozgrzewającemu się H. Turkoglu, są na bardzo dobrej drodze by  we własnym kraju, przy wsparciu tysięcznej publiczności na poważnie zawalczyć o medal, może nawet złoty. Słoweńcy w ostatnim spotkaniu bardzo łatwo uporali się ze słabą Australią, ponownie najlepszy był rozgrywający Phoenix Suns - Goran Dragic oraz J. Lakovic, szalejący zza linii 3pkt (5/11, 45,5 %) -jednak to może okazać się za mało. Kluczowa powinna okazać się walka na tablicach, gdzie nie ma co ukrywać, znaczną przewagę mają jednak Turcy.

niedziela, 5 września 2010

Zakończenie pierwszej rundy Mistrzostw Świata


Niedawno zakończyła się runda kwalifikacyjna Mistrzostw Świata w koszykówce mężczyzn, rozgrywanych w Turcji. Bez większego zaskoczenia pierwsze skrzypce rozgrywali amerykanie, trochę gorzej spisali się aktualni mistrzowie - Hiszpanie, ale to w końcu dopiero początek. Jednak po kolei...


Grupa A

W tej grupie od początku liczyły się tak naprawdę tylko dwa zespoły, Serbia i Argentyna. Pozostali Niemcy, Angola, Australia i Jordania, byli tylko dodatkiem walczącym o awans do najlepszej 16 turnieju. Argentyna prowadzona przez wspaniałego Luisa Scole (najlepszego strzelca MŚ- śr. 29 pkt), który w każdym momencie mógł liczyć na nieobliczalnego Carlosa Delfino, oraz doświadczonego na europejskich parkietach Pablo Prigionego, przegrała tylko jedno spotkanie z aktualnymi wicemistrzami Europy - Serbami. I to właśnie oni zajęli pierwsze miejsce w grupie, przegrywając zaskakująco z Niemcami w drugim meczu. Trzon bałkańskiej ekipy tworzą głównie Nened Kristic oraz Milos Teodosic. Dość sporym zaskoczeniem była jednak postawa Australijczyków, którzy przegrywając jedynie z dwoma liderującymi drużynami - awansowali do 1/8 finałów.




Grupa B


Amerykanie, Amerykanie, i Amerykanie... czyli skrócone podsumowanie grupy B. Reprezentacja USA, mimo iż pozbawiona największych gwiazd i tak zdołała wygrać wszystkie spotkania i to średnio różnicą blisko 25 pkt. Najważniejszym zawodnikiem bez wątpienia jest Kevin Durant (śr. 17,8 pkt), jednak na największe brawa zasługuje Kevin Love, który grając tylko 10 min na mecz, jest liderem zespołu w zbiórkach (6,6) dokładając dodatkowo 7,4 pkt. Tuż za ekipą prosto z NBA, uplasowali się Słoweńcy i Brazylijczycy. Ci pierwsi prowadzeni przez Gorana Dragica polegli jedynie z USA, natomiast Brazylijczycy w składzie z Leonardo Barbosą i Tiago Splitterem, na razie jako jedyni potrafili nawiązać wyrównaną walkę z liderami grupy, przegrywając po dramatycznej końcówce tylko 2 pkt. Jako ostatni awans do dalszej rundy wywalczyli Chorwaci.


Grupa C

Ta grupa na dobrą sprawę była podzielona na dwie całkowicie odrębne części. Jedną tworzyli gospodarze - Turcy, Rosjanie i Grecy - i to właśnie to trójka liczyła się w walce o czołowe lokaty. Natomiast pozostali czyli  Chiny, Puerto Rico i Wybrzeże Kości Słoniowej do ostatniej chwili walczyli o 4 miejsce, ostatecznie przypadające Chińczykom. Gospodarze czując presję ze strony kibiców zdołali ukończyć fazę grupową bez żadnej porażki, głównie za sprawę fenomenalnie dysponowanego Ersana Ilyasova, oraz całą koalicją graczy podkoszowych - dominując całkowicie walkę na zbiórkach. Drudzy Rosjanie, mimo braku czołowego zawodnika, Kirilenki pokazali się z bardzo dobrej strony przegrywając jak dotąd tylko jeden mecz. Liderami tej ekipy są bez wątpienia Sasha Kaun i Sergey Monya. Grecy natomiast za sprawę wspaniałej gry zespołowej (aż 5 zawodników ma średnią pkt powyżej 10) zdołali awansować z 3 lokaty.


Grupa D

Ostatnia i zarazem najmocniejsza grupa. Zdecydowania to właśnie ona zasługiwała na miano "grupy śmierci". Nic w tym dziwnego skoro występowały tam takie ekipy jak Hiszpania, Litwa, Francja czy nawet Nowa Zelandia. Największym zaskoczeniem bez wątpienia były aż dwie porażki aktualnych mistrzów- Hiszpanów, początkowo ulegli oni Francuzom, by następnie uznać wyższość Litwy. I to właśnie Litwini okazali się być zwycięzcą tej grupy, co więcej nie odnieśli nawet żadnej porażki. Największy wpływ na to miała postać, Linasa Kleizy - zdobywającego średnio 17,4 pkt i 6,8 zbr. Trzecią lokatę dość niespodziewanie zejęli Nowo Zelandczycy, których aż do 3 zwycięstw poprowadził głównie Kirk Penney (śr 25,4 pkt), natomiast jako ostatni awansowali Francuzi z Nicolasem Batumem, Borisem Diawem oraz Mickealem Gelabale na czele.