wtorek, 15 czerwca 2010

Kto zostanie Mistrzem, czyli kto będzie miał największy wpływ na mecze w LA ??

 Po trzech spotkaniach w TD Garden(Boston) na prowadzenie wyszli Celtics, czyli zasadniczo zrobili to co powinni na własnym parkiecie, wykorzystując 20 tys gardeł. Jednak moim zdaniem ich zasługi nie ograniczają się tylko i wyłącznie do osiągnięcia przewagi 3-2 pozwalającej cieszyć się z Mistrzostwa NBA po kolejnym wygranym meczu, jednak co ważniejsze "zniszczyli" psychicznie praktycznie cały skład Lakers (oczywiście z wyjątkiem Bryanta...). Zwłaszcza spotkanie nr 5 bardzo dobrze nam to ukazało. Boston co prawda wygrał "tylko" 92-86, jednak wynik w żaden sposób nie odzwierciedla tego spotkania, które od początku zostało zdominowane przez wspaniała - zespołową grę Celtów. 

Ofensywa LA ograniczyła się tylko i wyłącznie do Kobyego Bryanta - zdobywcy 38 pkt, z czego aż 19 w samej III kwarcie. Nikt poza nim nie istniał, nie było widać praktycznie w ogóle Gasola (12 pkt, 12 reb), który bez wątpienia w każdym poprzednim meczu był kluczowym zawodnikiem Jeziorowców. Dodatkowo siła podkoszowa została jeszcze bardziej osłabiona stratą Bynuma, co prawdą wystąpił w poprzednim spotkaniu blisko 30 min, jednak już od pierwszych minut było widać że to nie ten sam zawodnik, miał problemy z poruszaniem się po boisku, z szybkim bieganiem, skakaniem - praktycznie każdy element gry sprawiał mu wielką trudność. Ron Artest, który miał być tym "wielkim" stoperem na P. Pierca, pozwolił mu zagrać ze skutecznością ponad 50 %. Można odnieść wrażenie, że od meczu nr 3 kiedy to w "clutch-time" nie podzielił się piłką z KB#24, tylko sam chciał przesadzić o losach spotkania - jest on jakby "obrażony" na wszystkich do o koła, nie przykłada się w ogóle do gry. Dodatkowo nie ma żadnego wsparcia z ławki, L. Odom jest całkiem innym zawodnikiem niż w sezonie regularnym !!


Boston Celtics natomiast w każdym meczem zyskiwał dodatkową energię. W końcu po dwóch nieudanych meczach, do wspaniałej formy powrócił K. Garnett. Wspomniany już Pierce stał się liderem swojej ekipy. R. Allen częściowo zaczyna "uwalniać" się z klątwy Jordana (po meczu nr 2 kiedy to zdobył 32pkt - z czego 8-11 za 3pkt, stwierdził że wcale gorzej nie rzuca niż sam MJ - od tego czasu nie trafił żadnej z 16 oddanych trójek). R. Rondo stał się bardziej agresywny, wykorzystuję słabszą postawę podkoszowej obrony Lakers, przy okazji cały czas wspomagając swój zespół asystami. Również ławka Celtów pokazała, że można na nich liczyć. W meczu nr 4 zdobyli aż 36 pkt z czego większość w 4 kwarcie - decydując o zwycięstwie swojej ekipy.

Dlatego też sądzę, że powracając do LA - Lakersi nie są już zdecydowanymi faworytami Finałów, tylko właśnie Bosotn Celtics, który widać że w tej fazie Play-Off jest "on fire !!". Dodatkowo Lakersi będą występować pod wielką presją, a kibice na pewno nie będą aż tak wielkim wsparciem jak Ci ze wschodu ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz